poniedziałek, 31 marca 2014

Nowy rozdział

Umowa wydawnicza "Słodko - kwaśny smak miłości"
Który moment jest najpiękniejszy dla autora?

1. Postawienie ostatniej kropki w tekście.

2. Znalezienie Wydawcy.

3. Podpisanie umowy.

4. Otrzymanie egzemplarzy autorskich.

5. Zobaczenie swojej książki na półkach księgarni.

6. Pierwsza pozytywna recenzja.

7. Pierwszy autograf….


Myślę, że każda z tych chwil jest cudowna i niezastąpiona.


Tekst skończyłam pisać pod koniec marca 2012 roku. Pierwotny tytuł brzmiał: „Żart Kupidyna”

Umowę wydawniczą podpisałam 31 października 2012 roku. Rozpoczął się czas oczekiwania…. niepokoju... i rozpaczy, kiedy w grudniu 2013 roku, Wydawca oświadczył, że jednak nie może podjąć się publikacji książki.

Na początku 2014 wysłałam tekst do innej Firmy i udało się...

Rozpoczynam NOWY ROZDZIAŁ!

sobota, 29 marca 2014

Wena jest kobietą.

Fragment rękopisu "Smaku miłości"
Większość moich pomysłów powstaje gdzieś w drodze... Piszę w autobusie i w poczekalni u lekarza; w środku nocy i w blasku dnia; szczęśliwa i kapiąca łzami; zadowolona z siebie i całkowicie ze sobą skłócona.

Natchnienie jest chimeryczne, żyje własnym, niezależnym życiem i za nic ma sobie moje plany. Przychodzi nieproszone i odchodzi, kiedy chce; nie mam nad nim władzy, jest Panem Swojego Życia.

"Smak miłości" został napisany w różnych miejscach: na kartkach, fragmentach gazet, starych kopertach, nawet na chusteczkach. Część rękopisu jak łatwo się domyślić, przepadła i trzeba było pisać na nowo...

Czym mniej wygodnie, tym lepiej. Po co myśli mają przychodzić w spokojnym, cichym domu? Lepiej w zgiełku,  wśród  zniecierpliwionego tłumu. Jedna ze scen została wymyślona podczas seansu w kinie; inna w arcy- nieromantycznym miejscu jakim jest toaleta w dalekobieżnym pociągu. Świetnie tworzy się na dworze, najlepiej gdy jest zimno, wieje wiatr, marzną ręce i trudno zapisać  myśli... 

Wena jest kobietą - dziką i zachłanną; potrafi łasić się jak kot, hipnotyzować  swoim spojrzeniem; żąda ofiar,  jest boginią, a autor jest jej kornym sługą. 
Trzeba jej schlebiać, odepchnięta zamyka się w sobie, nie sposób jej przebłagać. Roztacza dla innych blaski, nas  pozostawiając  w cieniu i nie racząc  obdarzyć, ani jednym łaskawym spojrzeniem. Potrafi być okrutna. 

Toczę z nią boje, próbuję ustalić warunki.... Nic z tego. Przychodzi w strugach deszczu; budzi pośród nocy; szarpie za ramię podczas niezwykle ważnej konferencji.
Jest upragniona i nieznośna.

Wena jest kobietą, nierozerwalną częścią Igi Adams.







piątek, 28 marca 2014

"Czy łatwo być sportowcem w naszym kraju?" - wywiad z Agnieszką Dygacz.

Moim gościem jest olimpijka z Londynu, 12 zawodniczka Mistrzostw Europy i wielokrotna mistrzyni Polski w chodzie sportowym, Pani Agnieszka Dygacz.

Jak rozpoczęła się Twoja przygoda ze sportem?

Od dziecka prowadziłam aktywny tryb życia, biegałam, jeździłam na nartach i łyżwach, należałam również do grupy tanecznej. Jednak na poważnie sportem zajęłam się w wieku 17 lat, gdy trafiłam do mojego klubu AZS AWF Katowice. Tam po krótkiej przygodzie z bieganiem rozpoczęłam treningi chodu sportowego i tak zostało do dziś.

Ile czasu dziennie przeznaczasz na ćwiczenia?

Na trening przeznaczam średnio 5 godzin dziennie. Wlicza się w niego nie tylko chodzenie, ale również rozciąganie, siłownia czy pływanie. Czas ten jest podzielony na dwa treningi. Pierwszy, zazwyczaj cięższy, trwa około 3 godzin, a drugi 2 godziny. Dochodzi do tego odnowa biologiczna, masaż i wychodzi koło 6 godzin.

 Czy w naszym kraju łatwo być sportowcem? 

Wszystko zależy od dyscypliny jaką się uprawia. Jeżeli chodzi o lekką atletykę a w szczególności moją konkurencję czyli chód sportowy to nie jest łatwo. Ma na to wpływ również poziom na jakim się znajduje zawodnik. Jeśli jest finalistą imprez mistrzowskich takich jak Mistrzostwa Europy, Świata czy Igrzyska Olimpijskie to może liczyć na stypendia z ministerstwa, natomiast dla tych którzy plasują się tuż poza czołówka już ich nie ma. Wtedy wspierają kluby, sponsorzy o których nie jest jednak łatwo. Tak naprawdę tylko czołówka ma zapewnione dobre warunki zarówno przygotowawcze jak i materialne, reszta musi sama sobie radzić.

Czy znajdujesz czas na normalne życie: książki, film, spotkanie z przyjaciółmi?

Czasu wolnego mam naprawdę nie dużo, ale potrafię się tak zorganizować, aby wystarczyło mi go na wszystko. Priorytetem jest trening i cały plan dnia jest podporządkowany pod niego, jeśli mam luźniejszy dzień to spotykam się z przyjaciółmi, jeśli nie to zawsze jest telefon czy internet. Książki czytam głównie podczas podróży, których jest dość sporo w moim trybie życia, a jeśli chodzi o filmy to zazwyczaj przed snem. 

 Jeżeli znajdujesz chwilę na czas z książką, jakie tytuły wybierasz? 

Ostatnio po raz trzeci czytałam " Cień wiatru" Carlos Ruiz Zafona, wcześniej "Inferno" Dana Browna i "Trafny cel" J.K Rowling, który jednak nie przypadł mi do gusty tak jak inne książki autorki. Obecnie czytam "Pułapki myślenia" Daniela Kahnemana, a w kolejce czekają "Wyznaję" Jaume Cabre oraz 2 i 3 tom 1Q84 Haruki Murakamiego. Tak więc rozbieżność tytułów jest dość duża, dochodzą do tego również biografie sportowców czy książki związane z treningiem sportowym. 

O czym marzy Agnieszka Dygacz?

Obecnie o finale Mistrzostw Europy w Zurichu, a w przyszłości o tym o czym marzy każdy sportowiec czyli medalu z igrzysk olimpijskich.

Twoje plany na 2014 rok?

Tak jak pisałam wcześniej chciałabym być w szóstce na Mistrzostwach Europy, jak również poprawić mój obecny rekord życiowy na 20km o około 1 min. Natomiast od strony naukowej planuję we wrześniu rozpocząć doktorat na Akademii Wychowania Fizycznego.


Dziękuję bardzo za rozmowę i zapraszam na stronę Agnieszki: http://www.agnieszkadygacz.pl/

czwartek, 27 marca 2014

Cud niepamięci....


Marzec - zmienny, kapryśny, zimny i gorący; nieujarzmiony, cudowny, jedyny. Pełen drapieżnego piękna, grozy i rozkoszy...

Jest jak świt, jak zapowiedź "nowego dnia". Obserwując pierwsze nieśmiałe kwiaty, pobieramy lekcje siły i pokory. 
Przyroda to najwspanialszy nauczyciel ZMARTWYCHWSTANIA. Ileż to razy w życiu "umieramy"... Szczytne marzenia, wielkie plany, gorące miłości, wszystko to lega w gruzach, rozsypuje się, zmienia się w zgliszcza.  Radość odchodzi bezpowrotnie. Mówimy "to już jest koniec". Nasze serca bardziej są twarde od skostniałej podczas mrozów ziemi. 

Jesteśmy jak te bezlistne drzewa, wyniośli, surowi i zimni...  I wtedy niespodzianie przylatują  ptaki -  zapowiedź szczęścia, zwiastun wiosny. Nic nie robią sobie z naszej szarości i niegościnności, wiedzą, że wnet pojawią się kwiaty, liście, znów wrócimy do żywych.... 

Jak śpiewał Stanisław Soyka

Gdy wszystko idzie źle 
I nie masz dokąd pójść 
Przyjaciół tłum rozproszył się 
Wydaje ci się, że 
Tak pozostanie już 
Lecz okazuje się, że nie — bo oto: 

Budzi się z nocy nowy dzień 
Nieskalanie czyste niebo 
Co było wczoraj odeszło w cień 
Niepamięci, niech się święci 
Cud niepamięci 
Cud niepamięci 
Cud... 


Przyroda z dzikim uporem rok w rok, odradza się na nowo i na nowo, nieskończenie... Nic jej nie może zniechęcić, ani wspomnienie zimy, ani mroźne jeszcze w marcu noce, kapryśne dni, chłodne wieczory.

Ona wie swoje, dąży ku życiu, ku słońcu...



środa, 26 marca 2014

"Nie ma mowy o poddaniu się" - rozmowa z Małgorzatą Gadomską.

Moim gościem jest Małgorzata Gadomska, mama dwóch uroczych chłopaków.

Jakie są Twoje dzieciaki?

Hmmm, są cudowni - a najcudowniejsi jak śpią . Grześ sam o siebie mówi, że jest już dużym chłopcem (w sumie to już prawie 12 lat na tym świecie), natomiast Kuba to jeszcze „mała dzidzia” (słowa Grzesia, bo co to jest 3,5 roczku).

Grześ jest dzieckiem niepełnosprawnym, ma stwierdzoną dysfazję. Tak w skrócie jest to choroba, która powoduje, że mowa, a co za tym idzie pisanie, liczenie, myślenie abstrakcyjnie itd-przychodzi mu z trudem. Od 3 roku życia jest intensywnie rehabilitowany i ta rehabilitacja przynosi efekty. Dziś dostałam informację zwrotną ze szkoły o postępach Grzesia i jestem dumna jak paw!

Kuba natomiast ma stwierdzony opóźniony rozwój mowy. Grześ twierdzi, że nie rozumie mowy brata. Ja też mam czasem kłopoty i właśnie dlatego już od roku Kuba jest pod opieką logopedy i terapeuty SI.

W odpowiedzi na Twoje pytanie – jakie są moje chłopaki, odpowiadam – wyjątkowo zapracowane. Obaj muszą nadgonić rówieśników, a z matką, która ma 100 pomysłów na minutę, trudno jest się nudzić.

Gosiu, podziwiam z jaką determinacją walczysz o Grzesia, to cudowne.


Nie ma w tym nic cudownego, bycie matką zobowiązuje. No bo przecież jak nie ja to kto?
Niektórym mocno się wryłam w pamięć, ale trudno. Stoję na pierwszej linii pomiędzy Grzesiem a systemem. Raz wygrywamy my, raz nie-ale nie ma mowy o poddaniu się.



Grześ ma wielu Przyjaciół, którzy dbają o niego. Od jakiegoś czasu przysyłali mi różne swoje wytwory pracy własnej (i nie tylko) z myślą o Grzechutkowym Allegro. Postanowiłam (za namową Pewnej Cioci) wystawić te wszystkie cuda jednego dnia. I tak narodziła się GWG – Grzesiowa Wyprzedaż Garażowa (https://www.facebook.com/events/607573519312648). GWG rusza oficjalnie 1 maja, ale już teraz , na facebookowej stronie pojawiają się rzeczy które będzie można licytować. Zapraszam do śledzenia strony – codziennie staram się pokazać to, co Grześ dostał.

Jesteś wspaniałą matką, kochasz książki, jakie bajki najchętniej czytasz dzieciom?

No i właśnie nie czytam. Moi nie lubią jak im się czyta. Co innego opowiadanie. Najchętniej o dwóch chłopcach – o Kubie i o Grzesiu. Czasem sami mi podpowiadają o czym mam opowiadać, to takie nasze wspólne bajkobajanie.

Tworzę chłopakom też książki o nich. Zazwyczaj jest to zdjęcie przedstawiające ich, kogoś z rodziny lub znane miejsce i zdania pod nim. Grześ lubi czytać takie książeczki. Nauka czytania przychodzi o wiele łatwiej jak czyta się o rzeczach znajomych niż czysto abstrakcyjne.

A ty sama? Czy znajdujesz czas na lekturę? Jakie historie najbardziej lubisz?

Czas na lekturę…..no cóż, kiedyś było łatwiej. Człowiek odrobił lekcje, brał książkę i zaszywał się pod kocem. A obecnie – jedyne spokojne na czytanie to łazienka. Można tam przeczytać niejedną książkę, no chyba że wpadnie za pralkę.

Ostatnio jedynymi książkami jakie czytam dotyczą rozwoju mowy, terapii, pomysłów na kolejne zajęcia. Ale jak już się uporam z mową chłopaków to powrócę do serii „Ani z Zielonego Wzgórza” i książek Pani Chmielewskiej. Oby to tylko nie było na emeryturze, bo mogę zapomnieć co chciałam zrobić.

Małgorzata Gadomska, to również kobieta. Wspaniała, energiczna kobieta. Opowiedz nam coś o sobie.

No cóż. Jestem typowym Wodnikiem. Pomysłów mam tysiące, tylko doby brakuje do realizacji. Jak już się wezmę za coś to nie umiem zrobić w jednym egzemplarzu. Hurt to moje drugie imię.

Ostatnio odkryłam, że maszyna do szycia to cudowna sprawa na „nudne” popołudniowe wieczory (które zdarzają się raz na tydzień lub rzadziej). W mojej kuchennej pracowni powstają Gadośki, zabawki sensoryczne. Najpierw są sprawdzane na Grzesiu i Kubie, a potem trafiają na Grzechutkowe Allegro. W ten sposób mogę chociaż w części sfinansować terapię chłopaków.

Gdyby można było cofnąć czas, co zmieniłabyś w swoim życiu, a czego nigdy być nie oddała?


Wychodzę z założenia, że nie warto żałować tego, co było. I tak nie ma szans cofnąć czas. Trzeba uczyć się z przeszłości, by w przyszłości być ciut mądrzejszym.

Nie zdziwię chyba nikogo jak powiem, że nie oddałabym moich Mężczyzn – w życiu i za każdą cenę. Są moi, przynajmniej do 18-stki

Dziękuję za rozmowę i zapraszam na bloga Grzesia (prowadzonego w jego imieniu przez mamę): http://grzesiowy.blox.pl/html.









poniedziałek, 24 marca 2014

"Oddział zamknięty" - wywiad z Agnieszką Morańska-Roeder.

Moim gościem jest Agnieszka Morańska-Roeder.Witaj Agnieszko.

Witam bardzo serdecznie.

Jesteś matką, wspaniałą matką…

Dziękuję bardzo ale każda matka jest szczególna. To nasze dzieci są wyjątkowe. Mam kochaną nastolatkę w domu Iwonkę 15 letnią i Rafaela 6,5 roku (chorego na  autyzm wczesnodziecięcy, zaburzenia rozwoju i mowy). One dają mi siłę. Dla nich zrezygnowałam ze swoich marzeń i pragnień. Wolałam patrzeć jak dorastają.

Jestem pod wrażeniem, kiedy obserwuję, jak każdego dnia z tą samą siłą walczysz o swojego syna. Skąd bierzesz energię? Czy miewasz chwilę, kiedy masz już wszystkiego serdecznie dość?

 Nic nie przychodzi samo. Walka toczy się każdego dnia kiedy tylko otworzę oczy. Walczyłam, walczę i będę walczyć. Nie przestanę. Bez względu na to ile kłód pod nogami leżeć będzie ja będę stąpała dalej. Widzę ile moje dzieci potrzebują w tym Rafael, który jest chory. Dzieci to świadoma decyzja. Wiec teraz trzeba też podołać temu co nas dotknęło. Myślę, że pomysłów na walkę jest wiele. Brak nam tylko czasami sił. Jestem wdzięczna znajomym, których mam. To oni napędzają mnie dodając mi sił, jednocześnie oddając swoją osobę do pomocy. To dzięki takim właśnie osobom powstała Antologia Odsłona 1 „Pomocne słowo”. Sprzedaż jej wspierać będzie rehabilitację Rafaela.

Twoim wentylem bezpieczeństwa jest poezja. Jakie są twoje wiersze?

Oddział zamknięty, tak go nazywam. Tak to moja wyspa. Zamknięty świat tylko dla mnie. Czytający mówią, że wiersze moje są proste do zrozumienia, łatwo się je czyta. Pisane są czystym życiowym językiem. Są bardzo intymne i prywatne.
Gdyby nie poezja dziś bym się utopiła w niezrozumieniu szalonego świata. Pewnego dnia zaczęło się przelewać przeze mnie to co mnie otaczało. Poezja pozwoliła mi poradzić sobie z wieloma bólami. Choroba synka, odejściem najbliższych.
Słowo pisane to dla mnie ucieczką przed zakłamanym światem, który nas otacza.

Twój ulubiony poeta?

Każdy dla mnie jest wyjątkowy…nie ma ulubionych

Ukochana książka?

Ta która zauroczy mnie swoim tytułem i okładką w moich kolorach (jakich, tajemnicy nie zdradzę)

Agnieszka Morańska-Roeder, to również kobieta, piękna, zmysłowa kobieta. Widać w tobie energię, temperament…

 Każda kobieta jest piękna, nawet ta z wałkami we włosach. Temperament odziedziczyłam po mojej mamie. Moi znajomi mówili „nie widać jej a słychać, wszędzie jej pełno” może ja nie jestem wszędzie i nie wszędzie mnie pełno ale jestem tam gdzie czuje się potrzebna, przy dzieciach. Nie tylko przy swoich. Wciąż w życiu szukam swojego spełnienia. Myślę, że jestem na dobrej drodze. Zastanawiam się tylko dlaczego człowiek koło czterdziestki uświadamia sobie, czym tak naprawdę jest życie i którą drogą powinien iść.

Lubisz swoje życie?

Nie. Chciałabym nie móc się z nim identyfikować. Boli mnie to co widzę dookoła. Zazdrość, złośliwość, dokuczanie sobie na wzajem. Gdybym mogła urodzić się po raz kolejny inaczej podeszłabym do życia. Niestety zdaję sobie sprawę z tego, że to tylko fantazja, dlatego też sama buduje sobie swoją wyspę i mam swój statek, którym płynę. On mnie wycisza.
Daję też innym, to co czuję, że powinnam im przekazać. Mówię tutaj o projektach w szkołach, które organizuję wraz z moim znajomym. Tam, pomiędzy kolorowymi kredkami czujemy się najlepiej. Oddajemy się dzieciom, bo przecież one to nasza przyszłość.

O czym marzy Agnieszka Morańska-Roeder?

Pomarzę teraz…
Nie chcę zła
Bólu i zazdrości
Nie chcę lęku
Boję się starości
Szarość dnia wykańcza nas po trochę
Czy nie widzimy tego?
Otworzę Wam okno… Pomogę
Pomogę ujrzeć Wam dzieci z kulami pod pachami
Kobietę na wózku z pięcioma kołami
Starającą się wjechać swoim mercedesem na chodnik
A Ty obojętnie przechodzisz obok
wtapiając swoje oczy
zamiast robić to wyciągnij ręce otwórz usta
i powiedz:
- Może pomogę?
…dziękuję dobre dziecię…

Dziękuję, za przesympatyczną rozmowę i zapraszam na stronę bloga Agnieszki:
strona internetowa
http://magicznepioro.jimdo.com/


Dziękuję za możliwość bycia z Wami… dziękuję za zaproszenie

niedziela, 23 marca 2014

"Z miłości do książek..." - rozmowa z Panią Krystyną Czernigą.

Mam przyjemność gościć dzisiaj Panią Krystynę Czernigę. Wspaniała, skromna, sympatyczna osoba, prawdziwie kochająca to co robi. Wydawać by się mogło, że w tym zakłamanym świecie takich osób już nie ma…a jednak.
 

Serdecznie witam. Dziękuję za te wszystkie wspaniałe komplementy, ale ja tak naprawdę nie lubię mówić o sobie.

Jak zaczęła się Pani przygoda z książkami? Jakie powieści czytała mała Krysia?

Książki czytałam od wczesnego dzieciństwa. Pochodzę w wielodzietnej rodziny, miałam starszego brata i starszą siostrę. Od nich brałam książki do czytania, a później sama wypożyczałam książki z biblioteki. Książki czytałam wszystkie zazwyczaj to co wpadło mi w ręce często wieczorami z latarką pod kołdrą. Kupować książki zaczęłam dopiero za swoje pieniądze gdy zaczęłam pracować.

Czy posiadanie własnej księgarni, zawsze było Pani marzeniem? 


 Nigdy o tym nie marzyłam, ponieważ to były inne czasy. Chciałam pracować owszem w księgarni, ale po pierwsze księgarnie wszystkie należały do Przedsiębiorstwa Państwowego „Dom Książki”, a po drugie nie stać mnie by było na zakup własnej wymarzonej księgarni.

Zmieniło się to po zmianie systemu, kiedy to można było księgarnie prywatyzować i zacząć myśleć by otworzyć własną działalność. Pracowałam już wtedy 15 lat i razem z koleżanką zostałyśmy właścicielkami naszej księgarni. Od pięciu lat wspólniczka już nie pracuje, odeszła na emeryturę, a ja dwoma moimi synami prowadzę księgarnię ATENA.

Co poza książkami kocha Krystyna Czerniga?


Za młodych lat uwielbiałam piesze górskie wycieczki. Obeszłam całe Sudety. trochę Beskidów, Tatry, Pieniny, Bieszczady oraz Góry Świętokrzyskie . Teraz zostały mi moje ukochane książki oraz uwielbiana wnusia.

W księgarni „ Atena” gościło wielu słynnych ludzi, którego z autorów, wspomina Pani najmilej?

Moim marzeniem od dawna było poznać osobiście autorów książek. Początki realizacji tego marzenia zaczęły się od Facebooka. Tutaj poznałam wiele ciekawych pisarek i pisarzy. Zaczęłam sama czytać książki naszych współczesnych autorów oraz promować ich w naszej księgarni.

Dwa lata temu po raz pierwszy świętowaliśmy na większą skalę Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Gościliśmy wtedy cztery pisarki i dwóch pisarzy. W zeszłym roku odwiedziło nas 30-tu pisarzy. Wszystkie spotkania i imprezy były bardzo napięte. Nie było czasu na prywatne rozmowy.

Wspominam ich wszystkich jednakowo miło. Poza Światowym Dniem Książki odwiedziła na już dwa razy Magdalena Kordel ze swoją rodziną, Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Agnieszka Lingas-Łoniewska, Monika Sawicka, Dariusz Rekosz, Lidia Miś, Joanna M.Chmielewska, Joanna Opiat-Bojarska, Iwona Walczak, Bartosz Rdułtowski, Robert Ziółkowski oraz wielu innych wspaniałych pisarzy, których nie sposób wszystkich tu teraz wymienić.

Jakie są Pani plany na 2014 rok?

Za miesiąc Światowy Dzień Książki. Spodziewamy się kilkunastu pisarek i pisarzy. Jak co co roku będzie dużo się działo. Będzie impreza plenerowa w rynku oraz spotkania autorskie z pisarzami. Oprócz tych spotkań, w naszym kalendarzu planujemy szereg konkursów i spotkań z różnych okazji jak choćby Dzień Dziecka czy Dzień Książkowego Misia.

Bardzo dziękuję za rozmowę.


piątek, 21 marca 2014

Nowa wiosna...

Lubię patrzeć na ludzi, obserwować, jak cieszą się pierwszymi chwilami wiosny. Ileż w nas wtedy radości i nadziei, ile wiary w to, że zmieni się nasz świat. Będzie indziej, lepiej, radośniej...

Dlatego, nie ma bardziej smutnego widoku, od człowieka, który nie cieszy się wiosną. Dla niego nie śpiewają ptaki, nie kwitną drzewa, nie świeci słońce i nie zielenią się trawy. Powiecie „cóż to za niesympatyczny typ?” Któż chciałby dzielić życie z takim człowiekiem? Niestety ten niefajny „ktoś” siedzi w każdym z nas. Ilekroć pozwolimy sobie na chwilę słabości, lekkomyślnie zachłyśniemy się pięknem, czym prędzej karcimy się i brutalnie sprowadzamy na ziemię…

Wstydzimy się być sentymentalni. Współczesny człowiek, współczesna kobieta, to silna kobieta, to twarda kobieta. Karmią nas reklamami, pokazują piękne, wzorowe gospodynie, utrzymujące w domu ład i porządek; pracują, wychowują dzieci, są rezolutne i zaradne. Nie tańczą na łące, nie przytulają policzka do kory drzew, nie całują delikatnych płatków liści, nie uśmiechają się do przelatujących ptaków.

Romantyzm wyszedł z mody. Jeżeli gdzieś idziemy, musimy iść w konkretnym celu z punktu A do punktu B. Tego nas uczą, wpajają nam to od najmłodszych lat.

Dziecko, które przycupnie wśród traw i zbiera stokrotki, uważane jest za dziwne. Człowiek, który leży na trawie i obserwuje obłoki, uważany jest za niepoprawnego marzyciela.

Rozpoczęła się NOWA WIOSNA. Może najwyższy czas wyrwać się z więzów....

Galaktyka gwiazd,
kwitnące drzewo wiśni,
spokój drobnych fal
i pusta plaża,
umykająca mysz,
kos śpiewający 
w ostatnich 
promieniach słońca -
wszystko to jest twoje.
To część
 twojego dziedzictwa.

Pam Brown.




"O książkach, polityce i filmie..." - rozmowa z Piotrem Owcarzem

Dzisiaj moim gościem jest Pan Piotr Owcarz. Witaj Piotrze, dziękuję, że zechciałeś wziąć udział w rozmowie. Masz tak barwne życie, że doprawdy nie wiem o co mam pytać… Zacznijmy może od literatury: piszesz książkę o Kochanku carycy. Ciekawe zagadnienie, intrygujące : miłość, nienawiść, pożądanie, są to rzeczy, które nigdy nie wychodzą z mody. Ludzie o tym pisali, piszą i pisać będą… Jaka jest twoja książkowa Katarzyna? Jaką jest kobietą?

Trudne pytanie bo to postać wielowymiarowa pod każdym względem. Inteligentna kobieta, nienasycona  kochanka i skuteczny polityk. Każda z tych rzeczy interesuje mnie w równym stopniu. Podobnie jak i tytułowy bohater Stanisław August Poniatowski chociaż tu o skuteczności politycznej nie może być mowy.

Czemu więc zająłeś się tym tematem, który nie jest chyba zbyt przyjemny w kontekście obecnych wydarzeń na Ukrainie?

Ale na pewno pouczający. Po prostu zafascynowała mnie ta niezwykła para dwóch zupełnie różnych osobowości. Choć śmiem twierdzić, że gdyby nie splot określonych okoliczności, byliby całkiem szczęśliwym małżeństwem. Przecież, kiedy się poznali ona była tylko niechcianą, stale poniżaną żoną, on skromnym dyplomatą. Interesowała ich sztuka, dużo rozmawiali, fascynowały książki.  Wszystko się zmieniło gdy pojawiła się w ich życiu władza, a raczej w jej życiu ponieważ Poniatowski został królem bo ona jako cesarzowa tego chciała.

Właśnie. Parę lat temu, wraz z Karolem Winiarskim i Bartłomiejem Ligęzą, stworzyliście pracę „Filozofia władzy”. We wstępnie piszesz: „ Świat człowieka, jest odbiciem świata zwierząt, gdzie przywódca grupy (stada) otoczony gwardią przyboczną decyduje o zachowaniu całej reszty – czyli gdzie demokracja nie istnieje i nigdy nie będzie mogła istnieć” Jak z perspektywy czasu, oceniasz  swoje słowa? Czy twoje postrzeganie świata zmieniło się od tego czasu?

Ani trochę. Tym bardziej, że dzisiejsze wydarzenia na świecie w pełni je potwierdzają. Ludzie tak jak zwierzęta potrzebują silnego przywództwa. Zdobyczą naszej cywilizacji jest fakt, że osadzone ono jest w pewnych prawnych ramach nazywanych w skrócie demokracją. Tylko co wtedy gdy przywódca  największego stada sam jednostronnie zdecyduje się to zmienić?

Pracujesz obecnie nad filmem „Bunkier” ? Jak daleko posunięte są prace?

Projekt niestety nie otrzymał państwowej dotacji choć dotyczył ważnych dla Górnego Śląska zagadnień historycznych dlatego wszelkie prace przy nim zostały zawieszone. Obecnie pracuję nad czymś innym.

Zdradzisz mi o jaki temat chodzi?


Nie bardzo. Powiem tylko, że marzy mi się ciekawy i dość oryginalny produkt telewizyjny chociaż nie zarzekam się, że nie będę robił jednak czegoś do kina.

czwartek, 20 marca 2014

Szczęście....

Definicja szczęścia, zmienia się wraz z upływem lat. Co innego raduje nas gdy jesteśmy dziećmi, co innego gdy dorastamy i stajemy się dorosłymi… Raz pragniemy gwaru, raz ciszy; lgniemy do ludzi lub zmęczeni hałasem,marzymy o własnej, bezludnej wyspie. Jawi nam się we snach, widzimy każdy najmniejszy jej szczegół, rozłożyste palmy, piaseczek, szumiące morze…. I kilku tubylców, tylko na nasz użytek.

Zaraz, zaraz, wyspa miała być bezludna… och nie szkodzi! Powiedzmy, że mężczyźni przypłynęli zwabieni naszym urokiem. Jesteśmy same, żadna baba nie wejdzie nam w paradę, każdy  przepięknie zbudowany dzikus, jest nasz i tylko i wyłącznie nasz! Jak marzyć to marzyć…

SZCZĘŚCIE! Różne ma oblicza, kusi, wabi, nie pozwala o sobie zapomnieć. Kochamy go, pragniemy i dziko pożądamy, bo któż z nas nie chciałby być szczęśliwy?
Chyba tylko masochista… 

Szczęśliwi jesteśmy gdy pozbędziemy się kłopotów, gdy dzieci są zdrowe, gdy nam się powodzi; wszystkie sprawy, począwszy od tych najwznioślejszych, aż po te najbardziej przyziemne, układają się po naszej myśli, według naszego scenariusza. Niestety los bywa figlarny i złośliwie chichocząc miesza nasze plany. Czy to źle? Może właśnie dzięki temu, życie jest jeszcze bardziej zachwycające, przedziwne, prawdziwie fascynujące..? 

"Uparcie i skrycie, och życie, kocham Cię, kocham Cię nad życie... W każdą pogodę, potrafią oczy moje młode dostrzec niebezpieczną Twą urodę... Kocham Cię życie. Poznawać pragnę Cię, pragnę Cię, pragnę Cię w zachwycie"

W. Młynarski.


wtorek, 18 marca 2014

"Koty, psy i.... ludzie" - rozmowa z Piotrem Olszówką.

Iga - Moim gościem, jest  dobrze Wam znany i lubiany Piotr Olszówka. Witaj Piotrze, dziękuję, że zechciałeś wziąć udział w rozmowie.

Piotr – To ja Tobie dziękuję... Czy ja  jestem lubiany? Duża część znajomych określiłaby mnie jako denerwującego... chociaż pewnie nie  wprost. No i jest grupa ludzi, którzy mnie lubią... ale jednak jestem bardziej denerwujący niż lubiany.  Za to mam wrażenie, że moi bohaterowie nie budzą takich wątpliwości. Oni  zazwyczaj są lubiani... chociaż... nie przynieśli mi jakiejś specjalnej sławy. Ale wymyślam ich dla zabawy i przyjemności opowiadania a nie sławy, więc wszystko jest OK. Wolę, żeby sławny był Smok Chlorofil a nie ja. Smoki i koty lepiej radzą sobie w roli celebrytów niż ludzie, zwłaszcza mrukliwi faceci dawno po 40-tce.

Iga –W lipcu na rynku pojawi się moja książka, tworzona w wiernej asyście kota: leżał na stole, kładł się  na klawiaturze, zwijał się w kłębek na moich kolanach. Koty kochają ludzi, a my kochamy koty. Co takiego jest w tych zwierzętach?

Piotr – Tajemnica. Są egoistyczne, zapatrzone w siebie, niegrzeczne i bezczelne... inaczej mówiąc: mają wszystkie cechy, za które znienawidzilibyśmy człowieka. Z pozytywów mają futerko i mruczenie, czyli bilans jest nierówny. A mimo to je uwielbiamy. Nie wiem za co. Po prostu słucham Kota i nie myślę o tym za wiele...
Zresztą każdy kot ma swój własny przepis na zarządzanie człowiekami.
Faktem jest, że Farel zawsze przesiadywał koło mnie, kiedy pisałem, lubił się układać na moich planszach z rysunkami... a Pumie i Farelowi zawdzięczam dużo pomysłów na bohaterów. Do tego stopnia, że  po śmierci Farela nie bardzo umiem skończyć „Kocie opowieści”. Po prostu jego zachowanie, gesty i miny były dla mnie bardzo silną inspiracją do wymyślania czegoś na temat. A jeśli człowiek codziennie próbuje zrozumieć Kocie Dziwności, to łatwiej mu przychodzi wyobrażanie sobie dziwnych ludzi i pisanie o nich. Kot w domu sprzyja treningowi wyobraźni.

Iga – czy twój kot, również towarzyszy Ci podczas pisania? Czy pomaga zebrać myśli, czy wręcz przeciwnie rozprasza?

Piotr – Ostatnia rzecz, jaką przejmuje się Pumiasta, to jest to, co ja myślę, lub też co mam zrobić. Ale ona się nie narzuca i jak widzi, że nie mam ochoty angażować się w głaskanie kici, to sobie idzie. Ponieważ jednak ma mnóstwo wdzięku, to mam ochotę ją głaskać, ile razy przyjdzie. Zrobiłem jej miejsce w pracowni na stole, ma do mnie metr. Do kaloryfera podgrzewającego ją od dołu 15 cm. Co jakiś czas budzi się i przyłazi poprzytulać. Niezależnie od tego włazi na drabinę i woła mnie, żebym z nią się bawił. Drabinę zostawiliśmy po remoncie, bo Pumiasta ją uwielbia: wspina się na szczyt i poluje na swój ogon wisząc tylko na tylnych łapach. Zamierzamy kupić jej taką niepoplamioną farbą... ale jeszcze nie wiemy, gdzie będzie na stałe. Czy takie różnorodne Pumowe działania pomagają wyobraźni? Trochę tak.
No i Nana jest również bardzo inspirująca. To psisko zachowuje się jak zaborcze dziecko, spragnione zainteresowania. Poza tym jest bardzo psia... co warto podkreślić, bo znałem sporo psów mocno uczłowieczonych. Właściwie to Nana podyktowała mi „Fizykę Psa”, książkę o relacjach psio-ludzkich z punktu widzenia nauk niezbyt-ścisłych, którą muszę uzupełnić ilustracjami i wydać.

Iga – Masz w domu również psa, jak dogadują się z kotem?

Piotr – Są siostrami. Przynajmniej według własnych ustaleń. Ale ich pierwsze dwa tygodnie przebiegały w atmosferze mrożącej krew w żyłach. Puma miała 3 miesiące, Nana była dorosła i okropnie zazdrosna... i chciała zjeść kota, który ją niepokoił. Przez dwa tygodnie pilnowaliśmy ich bez przerwy, spaliśmy w różnych pokojach – jedno z psem przy łóżku, drugie z kotkiem na kolanach. Ale udało nam się je ze sobą oswoić, tym bardziej, że Puma bardzo szukała kontaktu. No i w końcu zmusiliśmy Nanę do uznania, że kota się nie je. A wobec stanowczego stawiania tej kwestii przez nas, czyli Najwyższe Autorytety, Nanusia postanowiła się zaprzyjaźnić... skoro nie mogła ubić... i trochę  ujeździć. Dominowanie kota udało jej się tak sobie, bo u kotów nie ma hierarchii stada i Puma nie załapała o co chodzi... a body language psa i kota ma dokładnie odwrotne znaczenia. Efekt jest taki, że Nana uważa, że zdominowała Pumę a Puma nic o tym nie wie, chociaż doskonale rozumie, kiedy Nana się na nią naprawdę złości. Czyli obie są zadowolone a o to właśnie chodzi. Wypracowały sobie tę sytuację głównie dlatego, że surowo zabranialiśmy Nanie atakowania kota  – wobec naszego zakazu pies zadowolił się symbolami porządku w stadzie i od tego momentu Puma stała się jej koleżanką. Kiedy Puma chorowała – Nana wyraźnie się nią martwiła i próbowała pocieszać lizaniem, kiedy Nana się źle czuła – kocisko bardzo ją obserwowało i zdradzało objawy zmartwienia. Kiedyś Nana coś sobie zrobiła i nagle zaskomlała – Puma przybiegła natychmiast i wąchała bolące miejsce.
Ale najzabawniejsze są ich codzienne rytuały. Rano Nana budzi wszystkich – to znaczy przychodzi do sypialni, wskakuje na łóżko i liże nas oboje po twarzach na obudzenie a potem siada obok Pumy (która lubi spać na nas) i zaczyna ją wylizywać  z łóżka. Około południa Puma prowokuje Nanę do zabawy. Ok. 17 Nana kończy przesypianie dnia (jest śpiochem) i budzi Pumę – wtedy przez godzinę bawią się razem – czasem to jest gonitwa, czasem zapasy. Nie zawsze Kocica przegrywa w zapasach. Prawdę mówiąc Nana nauczyła się kilku kocich technik zapaśniczych i stosuje je podczas zabaw z psami: chwyta tak, jakby miała kocie pazury a czasami kopie tylnymi łapami. Po spacerze wieczornym i kolacji zaczynają się obie ganiać po domu – na zmianę z zapasami. A do tego czasami Puma poluje na Nanę z zasadzki. Późnym wieczorem Nana złości się na Pumę, bo chciałaby już spać a kocica właśnie się rozkręca do całonocnej balangi.
Kiedy wracamy ze spaceru – Puma musi dokładnie wywąchać z Nany wiadomości ze świata. Siada obok niej i starannie wczytuje się w futro.
W słoneczne dni lubią się wygrzewać na balkonie, dość często leżą obok siebie, czasami się przytulają.
Mają też trochę dziwnych zwyczajów. Na przykład Nana zawsze zabiera i psuje Pumowe zabawki ale nigdy nie odbiera jej jedzenia. Musieliśmy co prawda tego pilnować ale już sobie wbiła do głowy, że łakocie każda zjada w spokoju i nie próbuje odpędzać kocicy od jej przysmaczków.
W sumie to stworzyły taki dziwny związek, w którym chyba nie rozumieją się zbyt dobrze, ale za to bardzo potrzebują się nawzajem.

Iga – Nie wiem, czy ze mną się zgodzisz, ale wielu twórców jest również żarliwymi miłośnikami zwierząt.

Piotr – A z czym tu się zgadzać lub nie zgadzać? Jedno z drugim nie ma bezpośredniego związku ale ludzie o nadmiarze wyobraźni łatwo budują przyjaźń ze zwierzakiem. I tu i między ludźmi obowiązuje zasada, że się dostaje to, co się zainwestowało... Jakoś ludzie łatwiej inwestują szczere uczucia w stworki z futerkiem... i dlatego od nich łatwiej dostają to, na czym im zależy.

Iga – Jakie są twoje zwierzęta?

Piotr - Niezbędne.

Dziękuję za rozmowę.

sobota, 15 marca 2014

Rozmowa z Victorią Gische



Witaj Iga, do naszego spotkania doszło przez przypadek, ale okazało się, że wiele nas łączy. Miejsce pochodzenia, data urodzenia, studia. Obie pochodzimy ze Śląska. Jak wiadomo to region, który mocno trzyma się tradycji, ludzie są raczej konserwatywni i przywiązani do rodziny. Jak jest u Ciebie?

To prawda, Ślązacy są niezwykle konserwatywnymi ludźmi, więzy rodzinne są bardzo silne.  Kocham ziemię, na której mieszkam, nie wstydzę się swojego pochodzenia. Nie zapominam również o Podlasiu, Ojczyźnie mojej matki. Często odwiedzam tamte tereny, mam do nich ogromny sentyment.

Przeglądam twoją powieść, powiedz skąd u Ciebie taka fascynacja starożytnością, Egiptem? „Kochanka królewskiego rzeźbiarza”, już sam tytuł brzmi obiecująco

Ta fascynacja przyszła z czasem. Najpierw była fascynacja książkami, w ogóle. Od dziecka jestem nimi otoczona. Mój tata pochłania je nałogowo. Kiedyś miał całkiem sporych rozmiarów bibliotekę. Małe miasteczko by się takiej nie powstydziło. Najwięcej w niej książek o Starożytnym Rzymie, ale były i o Egipcie. I tak się zaczęło. Jest w tej historii jakaś tajemnica. To cywilizacja, która ciągle jest odkrywana i chociaż wydaje nam się, że już wszytko wiemy, to ona ciągle pozostaje nieodkryta. A "Kochanka..." jest powieścią historyczną o trudnych wyborach. O tym, że czasami los płata nam figle i stawia na drodze ludzi, o których nie możemy i nie chcemy zapomnieć. To także powieść o emocjach i spiskach, jakie kler - od zarania dziejów - knuje, żeby ugrać jak najwięcej dla siebie. A skoro mowa o miłości, Twoja powieść, która ukaże się latem, w gorącej porze, kiedy uczucia rozkwitają, jest właśnie o kochaniu...

Książka opowiada o miłości,  trudnej, zakręconej miłości. Moja bohaterka wpada w sidła własnych złudzeń, widzi to co chce widzieć, nie dostrzegając rzeczy oczywistych. To komedia, lektura lekka, idealna na upalne, wakacyjne dni, kiedy romanse rozkwitają szczególnie silnie. Powieść bawi, ale i uczy za razem, ostrzega, ale delikatnie bez przesadnego moralizowania i pouczania.   

Victrio, zdradź czy masz już pomysł na kolejną książkę? O czym ona będzie?

Głowa pęka mi od pomysłów. Ostatnio bardzo się ucieszyłam, bo jest szansa na współpracę z wydawnictwem. Właśnie siedzę nad rozpisaniem planu nowej powieści, która także będzie się dziać w Starożytnym Egipcie. Będzie to powieść historyczno-sensacyjna, względnie awanturniczo-historyczna, jak mówi mój małżonek. Wszystko zacznie się w czasach królowej Hatszepsut, która przygotowuje ekspedycję do tajemniczej krainy Punt. Później przeniesiemy się do czasów faraona Horemheba, którego męczą wątpliwości odnośnie śmierci młodego Tutanchamona. W końcu wydaje rozkaz jej zbadania i od tego momentu dochodzi do lawiny wydarzeń, która będzie prowadzić Czytelnika po Egipcie za dnia i w nocy, po Tebach i Karnaku, po Dolinie Królów, aż do tajemniczej wyspy, gdzie znajduje się rozwiązanie zagadki. Mam też wiele innych pomysłów, które na razie muszą poczekać. Jestem także w trakcie pisania powieści obyczajowej, coś na kształt sagi, która zaczyna się w roku 1900 i zakończy na dwa lata przed wybuchem II wojny światowej. A Ty, też zmagasz się z problemem, który pomysł wybrać?

Nie, w obecnym czasie żyję tylko lipcową premierą książki. Nie myślę, jeszcze o kolejnej powieści. U mnie jest tak: pomysł pojawia się znienacka, wyrywa mnie ze snu lub przychodzi do głowy w zatłoczonym autobusie... Wzbraniam się, znajduję tysiące powodów by nie pisać,  na próżno. Bohaterowie literaccy nie dają za wygraną, chcą żyć, oddychać, przeżywać swoje przygody. Książka, na którą czekam powstała właśnie w wyniku takiego impulsu. Znajomy podsunął mi temat, który ja zbagatelizowałam, podchodząc do sprawy nieufnie, z ogromną rezerwą. Aż tu nagle, wszystko się poukładało i w jednej chwili miałam gotowy plan książki. Potem poszło już z górki, chociaż nie obyło się bez licznych, barwnych przygód. 

Ja najczęściej o moich bohaterach myślę, kiedy leżę już spokojnie w łóżku. Tworzę sceny, rozmowy, myślę nad kolejnymi wydarzeniami. Czasami dodaję coś z własnego doświadczenia, ze wspomnień. Masz rację, oni żyją własnym życiem. Dziękuję za miłą rozmowę. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to powtórzymy.

Ja również bardzo dziękuję i zapraszam wszystkich na stronę Victorii: https://www.facebook.com/VictoriaGischeautorka?fref=ts

piątek, 14 marca 2014

"Kamienie na szaniec"


Nie posłuchałam krytyków, nie uwierzyłam złym recenzjom. Zobaczyłam "Kamienie na szaniec" i mogę wydać samodzielną opinię.

Nie będę bawić się w znawcę tematu, nie będę porównywać filmu z książką. Napiszę zwyczajnie, jak człowiek - to był wartościowy film, dobrze spędzone dwie godziny, mądrze wydane pieniądze.  

Film był wspaniały i wzruszający. Łzy gęstym strumieniem ciekły po moich policzkach. Smutku się nie wstydzę, oznacza, że jestem człowiekiem, czuję empatię, potrafię współczuć, nie jestem bezduszną kukłą.

Wspaniała gra autorów, dobrze napisany scenariusz, film, który ogląda się jednym tchem. Nie ma miejsca na znużenie, nie ma przedłużonych akcji, jest okrutne  życie i okrutne Multikino, w którym to rozbłyskują światła tuż przed końcem seansu. Nie ma ani chwili na zadumę, za refleksję, na wytarcie łez...KONIEC SEANSU.

czwartek, 13 marca 2014

Z przekory....

Jadę autobusem, znużona i senna… Marzę, by jak najszybciej znaleźć się w domu. Nie słucham o czym ludzie rozmawiają, własnych problemów mam dość i nie plotki mi w głowie. Tematów do przemyśleń ze sto, a tymczasem dwie korpulentne nauczycielki, stoją tuż obok i ucinają przyjacielską pogawędkę. Odsuwam się, usiłuję odciąć, wyłączyć, na próżno, pedagog tak ma, że jak mówi, to mówi! I słuchać należy i żadne ściany, bariery, nie pomogą. Cóż zrobić, słuchałam, na początku niechętnie, później z coraz to większym zaciekawieniem…

Rozmowa toczy się na temat „Kamieni na szaniec” Jedna z Pań wybiera się na film, druga składa jej pełne ubolewania kondolencje. Kilka dni temu w kinie była, bo być musiała, przez okrutnego dyrektora, bezlitosnego sadystę i psychopatę zmuszona została. Cały czas oczy zamykała, cicho pojękiwała i usiłowała nie patrzeć na prezentowaną na ekranie przemoc, krew, gwałty i grabieże.

Zaintrygowana wielce, zapomniałam o ogarniającym mnie zmęczeniu, wróciłam do domu i czym prędzej zapoznałam się z recenzjami owego paskudnego filmu. Uwagi typu „tylko świnie siedzą w kinie”, długa lista uchybień, niedociągnięć i usterek , do tego stopnia pobudziły moją wyobraźnię, że czym prędzej postanowiłam wybrać się na seans. Wiadomo – kobieta przekorna być musi. Agitowana i zachęcana, stawia opór i niechętnie ulega namowom; zniechęcana, wręcz przeciwnie, z dzikim błyskiem w oku, postanawia sama sprawdzić i skosztować. Taka natura i nic się na to nie poradzi…

Wszelkiego typu zakazy, niezwykle dopingują i jak ktoś mówi „nie”, to prawie odwrotnie zrobić trzeba. Z radością zarezerwowałam bilety i czekam… Zobaczymy, co to za film – opłaca się być przekorną, czy też nie?

Zachęcam Was do dyskusji. Napiszcie, czy przed pójściem do kina, lub przed przeczytaniem książki, czytacie recenzje? Czy wierzycie innym ludziom, czy też sami musicie rzecz poznać i ocenić? Czy wszelka krytyka zniechęca Was , czy wręcz przeciwnie, dopinguje do działania, tym bardziej chcecie wydać samodzielny osąd. Czekam na Wasze opinie.



środa, 12 marca 2014

Wywiad z Igą Adams dla "Książki Moja Miłość"

Wywiad z Igą Adams
" Dość łzawych romansów i pompatycznych bohaterów, dość wyidealizowanych postaci."
Rozmawiała Agata Wiśniewska


Droga Igo, spotkałyśmy się dziś by porozmawiać o Tobie, twoich książkach, życiu, sztuce i muzyce. Na początek powiedz nam proszę dlaczego zdecydowałaś się pisać swoje książki pod pseudonimem?

Pseudonim, daje odrobinę intymności w tym potwornie rozkrzyczanym świecie, gdzie wszyscy wszystko pokazują, o wszystkim mówią i obnażają swoją prywatność w sposób wręcz nieprzyzwoity.

A imię Iga? Dlaczego na nie postawiłaś?

Imię to pochodzi z łaciny (ignis – ogień). Igi to osoby o płomiennym sercu, pełne ognia wewnętrznego, żaru myśli i uczuć, gotowe do poświęceń bez granic. Pasuje do mnie, w pełni się z nim utożsamiam.

Doszły nas słuchy, że już w lipcu odbędzie się premiera Twojej najnowszej książki. Kim są jej bohaterowie?

Tak, w lipcu nakładem wydawnictwa Damidos na rynku pojawi się moja książka "Słodko- kwaśny smak miłości”.

Kim są bohaterowie? Zwykłymi ludźmi, z wadami i zaletami, słabościami i mocnymi stronami. To książka lekka, zabawna. Dość łzawych romansów i pompatycznych bohaterów, dość wyidealizowanych postaci.

Czy ma szansę stać się bestsellerem?

Mam nadzieję.

Czy nie obawiasz o przyszłość książki drukowanej, czy też książki w ogóle?

Nie, książki były, są i będą... Ludzie się zmieniają, zmieniają się czasy, zmienia się kultura, pewne rzeczy jednak są wieczne. Jeżeli książki umrą, umrze też świat, zniknie cywilizacja. Staniemy się robotami, nie ludźmi.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem? Czy zawsze chciałaś pisać?

Od wczesnej młodości prowadzę pamiętniki, w których dzień po dniu zapisuję moje życie. Są to luźne, prywatne zapiski, nic więcej. Nigdy nie miałam ambicji, by pisać.

Historia „Słodko- kwaśnego smaku miłości” jest długa i burzliwa. Zmieniła moje życie, wyrwała z uśpienia, kazała przewartościować pewne sprawy na nowo. To co wydawało się być zwyczajne, nabrało innego wymiaru. Stałam się innym człowiekiem, lepszym doskonalszym. Narodziła się Iga Adams.

Jakie trzy rzeczy Twoim zdaniem potrzebne są Kobiecie do szczęścia?

Przede wszystkim czuć się kobietą, w każdym tego słowa znaczeniu. Mieć w życiu cel, pasję, i kochać, kochać i jeszcze raz kochać: siebie i ludzi, przyrodę i zwierzęta, własne życie, prace, rodzinę….

Lubisz sztukę. Jaką rolę w życiu człowieka powinna Twoim zdaniem pełnić?

To prawda, lubię sztukę i boli mnie, że w obecnych czasach, tak mało jest prawdziwego piękna. Ludzie pławią się w kiczu, kochają tandetę. To smutne… Wyjazd za miasto, zetknięcie się z historią, potrafią dać człowiekowi niesamowitą dawkę energii, dystansujemy się do swojego życia, do problemów. Myślimy: " To co mnie spotyka, nie jest nowe. Dam radę”.

Rozmawialiśmy już o Twoich książkach, życiu i sztuce. Teraz czas na muzykę. Masz swoje ulubione kawałki? Czy muzyka towarzyszy Ci podczas tworzenia książek?

Kocham muzykę. W czasie młodzieńczego buntu było to mocne, twarde brzmienie. Ubierałam się na czarno, jeździłam na różnego rodzaju festiwale i koncerty. Teraz odrobinę złagodniałam, trochę się wyciszyłam… Podczas pisania, muszę mieć absolutny spokój. Natomiast, kiedy przystępuję do redakcji i nadchodzi czas poprawek, wtedy puszczam muzykę. Zwykle jest to jeden, czy dwa kawałki, na które mam w danej chwili nastrój. Podczas konstruowania najnowszej powieści był to Marilyn Manson - Tainted Love. Słuchałam tego utworu bez końca…

Dobrze to powoli dochodzimy do końca naszej rozmowy, tak więc... ostatnie pytanie, jeśli powstalaby kiedyś książka będąca Twoja biografią, jak powinno brzmieć jej pierwsze i ostatnie zdanie?

„Płynie w nas gorąca krew” i „ I tak warto żyć”.

sobota, 8 marca 2014

Zaproszenie na stronę.



Serdecznie zapraszam do odwiedzania mojej strony na Facebook:https://www.facebook.com/pages/Iga-Adams/1408279276097287?ref=hl

Być kobietą...

Kobieta – bogini, natchnienie poetów, najczulsza matka, najlepszy kumpel, namiętna kochanka; istotka delikatna i krucha, która w jednej chwili potrafi przemienić się w dziką, drapieżną tygrysicę.
Mądra i głupiutka, święta i bezbożna, cnotliwa i wyuzdana. Jak mawiał George Sand „Kobieto, kobieto, jesteś otchłanią, piekłem, tajemnicą, i ten kto powiedział, że cię poznał, jest po trzykroć głupcem” Kochane niewiasty!

Po raz kolejny obchodzimy nasze święto! Składam Wam najlepsze życzenia! Spełnienia marzeń i zrealizowania wszelkich zamierzeń. Bądźcie zawsze uwielbiane, pożądane i rozpieszczane, zjawiskowe i piękne…

czwartek, 6 marca 2014

Autor i jego dzieło

Lektura sekretnego pamiętnika niejednego autora, byłaby lekturą znacznie bardziej zajmującą niż powieść. Historie romansów, zdrad, nieszczęśliwych miłości, intryg i spisków, przelane na papier i wydane w formie książki, są niejednokrotnie nikłym odbiciem tego co wydarzyło się naprawdę. Różnego rodzaju kontakty międzyludzkie, lojalność, poczucie wstydu, nakazują zataić pewne rzeczy i przemilczeć niewygodne wydarzenia.

Rozpoczyna się kreowanie rzeczywistości, pisanie, tworzenie, sklejanie fabuły, tak długo, aż powstanie gotowe dzieło. Czytelnik przez chwilę pozwala sobą manipulować: płacz, smutek, strach, sympatia lub antypatia do bohatera, wszystko to zostało uprzednio starannie wyreżyserowane. Czym bardziej uzdolniony autor, tym bardziej zatracamy kontakt z rzeczywistością, gramy "znaczonymi" kartami.

Jednak współczesny odbiorca jest bystry i inteligentny. Nie da się nabrać na tanie sztuczki. Nawet jeżeli przez chwilę zatopił się w świecie fantazji, zamykając książkę, twardo stąpa po ziemi, usiłuje poznać twórcę, odsłonić prawdziwe jego oblicze. Czyta wywiady, wertuje różnego rodzaju blogi.... Niestety najczęściej odbija się od ścian. Pisarz chroni swoją prywatność, pokazuje tylko to co chce pokazać, filtruje swoje życie i udostępnia tylko niewielki jego odłamek.

Różni są twórcy, tak jak różne są książki. Weseli i smutni, pompatyczni i ponurzy, zakręceni i poukładani. Ludzie dobrzy i źli, szlachetni i bezduszni. Romantycy i realiści. Za każdą książką kryje się człowiek, autor – istota z krwi i kości.


Blog, który prowadzę, ma wam przybliżyć postać Igi Adams. Uchylić rąbka tajemnicy….