Iga - Moim gościem, jest
dobrze Wam znany i lubiany Piotr Olszówka. Witaj Piotrze, dziękuję, że
zechciałeś wziąć udział w rozmowie.
Piotr – To ja Tobie dziękuję... Czy ja jestem lubiany? Duża część znajomych
określiłaby mnie jako denerwującego... chociaż pewnie nie wprost. No i jest grupa ludzi, którzy mnie
lubią... ale jednak jestem bardziej denerwujący niż lubiany. Za to mam wrażenie, że moi bohaterowie nie
budzą takich wątpliwości. Oni zazwyczaj
są lubiani... chociaż... nie przynieśli mi jakiejś specjalnej sławy. Ale
wymyślam ich dla zabawy i przyjemności opowiadania a nie sławy, więc wszystko
jest OK. Wolę, żeby sławny był Smok Chlorofil a nie ja. Smoki i koty lepiej
radzą sobie w roli celebrytów niż ludzie, zwłaszcza mrukliwi faceci dawno po
40-tce.
Iga –W lipcu na rynku pojawi się moja książka, tworzona w
wiernej asyście kota: leżał na stole, kładł się
na klawiaturze, zwijał się w kłębek na moich kolanach. Koty kochają
ludzi, a my kochamy koty. Co takiego jest w tych zwierzętach?
Piotr – Tajemnica. Są egoistyczne, zapatrzone w siebie,
niegrzeczne i bezczelne... inaczej mówiąc: mają wszystkie cechy, za które
znienawidzilibyśmy człowieka. Z pozytywów mają futerko i mruczenie, czyli
bilans jest nierówny. A mimo to je uwielbiamy. Nie wiem za co. Po prostu
słucham Kota i nie myślę o tym za wiele...
Zresztą każdy kot ma swój własny przepis na zarządzanie
człowiekami.
Faktem jest, że Farel zawsze przesiadywał koło mnie, kiedy
pisałem, lubił się układać na moich planszach z rysunkami... a Pumie i Farelowi
zawdzięczam dużo pomysłów na bohaterów. Do tego stopnia, że po śmierci Farela nie bardzo umiem skończyć
„Kocie opowieści”. Po prostu jego zachowanie, gesty i miny były dla mnie bardzo
silną inspiracją do wymyślania czegoś na temat. A jeśli człowiek codziennie
próbuje zrozumieć Kocie Dziwności, to łatwiej mu przychodzi wyobrażanie sobie
dziwnych ludzi i pisanie o nich. Kot w domu sprzyja treningowi wyobraźni.
Iga – czy twój kot, również towarzyszy Ci podczas pisania?
Czy pomaga zebrać myśli, czy wręcz przeciwnie rozprasza?
Piotr – Ostatnia rzecz, jaką przejmuje się Pumiasta, to jest
to, co ja myślę, lub też co mam zrobić. Ale ona się nie narzuca i jak widzi, że
nie mam ochoty angażować się w głaskanie kici, to sobie idzie. Ponieważ jednak
ma mnóstwo wdzięku, to mam ochotę ją głaskać, ile razy przyjdzie. Zrobiłem jej
miejsce w pracowni na stole, ma do mnie metr. Do kaloryfera podgrzewającego ją
od dołu 15 cm. Co jakiś czas budzi się i przyłazi poprzytulać. Niezależnie od
tego włazi na drabinę i woła mnie, żebym z nią się bawił. Drabinę zostawiliśmy
po remoncie, bo Pumiasta ją uwielbia: wspina się na szczyt i poluje na swój
ogon wisząc tylko na tylnych łapach. Zamierzamy kupić jej taką niepoplamioną
farbą... ale jeszcze nie wiemy, gdzie będzie na stałe. Czy takie różnorodne
Pumowe działania pomagają wyobraźni? Trochę tak.
No i Nana jest również bardzo inspirująca. To psisko
zachowuje się jak zaborcze dziecko, spragnione zainteresowania. Poza tym jest
bardzo psia... co warto podkreślić, bo znałem sporo psów mocno uczłowieczonych.
Właściwie to Nana podyktowała mi „Fizykę Psa”, książkę o relacjach
psio-ludzkich z punktu widzenia nauk niezbyt-ścisłych, którą muszę uzupełnić
ilustracjami i wydać.
Iga – Masz w domu również psa, jak dogadują się z kotem?
Piotr – Są siostrami. Przynajmniej według własnych ustaleń. Ale
ich pierwsze dwa tygodnie przebiegały w atmosferze mrożącej krew w żyłach. Puma
miała 3 miesiące, Nana była dorosła i okropnie zazdrosna... i chciała zjeść
kota, który ją niepokoił. Przez dwa tygodnie pilnowaliśmy ich bez przerwy,
spaliśmy w różnych pokojach – jedno z psem przy łóżku, drugie z kotkiem na
kolanach. Ale udało nam się je ze sobą oswoić, tym bardziej, że Puma bardzo
szukała kontaktu. No i w końcu zmusiliśmy Nanę do uznania, że kota się nie je.
A wobec stanowczego stawiania tej kwestii przez nas, czyli Najwyższe
Autorytety, Nanusia postanowiła się zaprzyjaźnić... skoro nie mogła ubić... i
trochę ujeździć. Dominowanie kota udało
jej się tak sobie, bo u kotów nie ma hierarchii stada i Puma nie załapała o co
chodzi... a body language psa i kota ma dokładnie odwrotne znaczenia. Efekt
jest taki, że Nana uważa, że zdominowała Pumę a Puma nic o tym nie wie, chociaż
doskonale rozumie, kiedy Nana się na nią naprawdę złości. Czyli obie są
zadowolone a o to właśnie chodzi. Wypracowały sobie tę sytuację głównie
dlatego, że surowo zabranialiśmy Nanie atakowania kota – wobec naszego zakazu pies zadowolił się
symbolami porządku w stadzie i od tego momentu Puma stała się jej koleżanką.
Kiedy Puma chorowała – Nana wyraźnie się nią martwiła i próbowała pocieszać
lizaniem, kiedy Nana się źle czuła – kocisko bardzo ją obserwowało i zdradzało
objawy zmartwienia. Kiedyś Nana coś sobie zrobiła i nagle zaskomlała – Puma
przybiegła natychmiast i wąchała bolące miejsce.
Ale najzabawniejsze są ich codzienne rytuały. Rano Nana
budzi wszystkich – to znaczy przychodzi do sypialni, wskakuje na łóżko i liże
nas oboje po twarzach na obudzenie a potem siada obok Pumy (która lubi spać na
nas) i zaczyna ją wylizywać z łóżka.
Około południa Puma prowokuje Nanę do zabawy. Ok. 17 Nana kończy przesypianie
dnia (jest śpiochem) i budzi Pumę – wtedy przez godzinę bawią się razem –
czasem to jest gonitwa, czasem zapasy. Nie zawsze Kocica przegrywa w zapasach.
Prawdę mówiąc Nana nauczyła się kilku kocich technik zapaśniczych i stosuje je
podczas zabaw z psami: chwyta tak, jakby miała kocie pazury a czasami kopie
tylnymi łapami. Po spacerze wieczornym i kolacji zaczynają się obie ganiać po
domu – na zmianę z zapasami. A do tego czasami Puma poluje na Nanę z zasadzki.
Późnym wieczorem Nana złości się na Pumę, bo chciałaby już spać a kocica
właśnie się rozkręca do całonocnej balangi.
Kiedy wracamy ze spaceru – Puma musi dokładnie wywąchać z
Nany wiadomości ze świata. Siada obok niej i starannie wczytuje się w futro.
W słoneczne dni lubią się wygrzewać na balkonie, dość często
leżą obok siebie, czasami się przytulają.
Mają też trochę dziwnych zwyczajów. Na przykład Nana zawsze
zabiera i psuje Pumowe zabawki ale nigdy nie odbiera jej jedzenia. Musieliśmy
co prawda tego pilnować ale już sobie wbiła do głowy, że łakocie każda zjada w
spokoju i nie próbuje odpędzać kocicy od jej przysmaczków.
W sumie to stworzyły taki dziwny związek, w którym chyba nie
rozumieją się zbyt dobrze, ale za to bardzo potrzebują się nawzajem.
Iga – Nie wiem, czy ze mną się zgodzisz, ale wielu twórców
jest również żarliwymi miłośnikami zwierząt.
Piotr – A z czym tu się zgadzać lub nie zgadzać? Jedno z drugim
nie ma bezpośredniego związku ale ludzie o nadmiarze wyobraźni łatwo budują
przyjaźń ze zwierzakiem. I tu i między ludźmi obowiązuje zasada, że się dostaje
to, co się zainwestowało... Jakoś ludzie łatwiej inwestują szczere uczucia w
stworki z futerkiem... i dlatego od nich łatwiej dostają to, na czym im zależy.
Iga – Jakie są twoje zwierzęta?
Piotr - Niezbędne.
Dziękuję za rozmowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz